Urodziła się w 1907 roku. Trzy siostry Boniszewskiej wstąpiły do zgromadzenia ona też chciała. Wybrała siostry od aniołów. W Wielki Czwartek 1934 roku, gdy w nocy modliła się w łóżku, ujrzała Chrystusa konającego. Przed Bożym Narodzeniem poczuła podczas spowiedzi przeszywający ból w stopach, dłoniach i boku. Krew! Jedna z sióstr, Rozalia, przykładała do ran płótna sześć razy złożone, jednak i tak przesiąkały: "Widziałam, jak w czasie przeżyć z rąk i nóg krew żywo tryskała. Płynęła z oczu i często z głowy". Otwierała się też rana na prawym boku, prawe ramię miała starte do krwi, a tułów, pokryty szramami. Mówią, że brała na siebie choroby innych (po uratowaniu kapłana przed powieszeniem miała, na szyi powróz), lewitowała podczas modlitwy, znała przyszłość, miesiącami nie jadała... Zgromadzenie nie, traktowało tego poważnie, i Siostry odnosiły się z rezerwą, matka przełożona radziła modlić się o cofnięcie ran.
Siostra Wanda Boniszewska obdarzona została przez Boga wieloma szczególnymi darami.. Szanowała każdego człowieka bez względu na to kim on był, bo Bóg go szanuje i kocha. Chyba szczególnie rozumiała słowa Chrystusa: "Coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mniecie uczynili". Na swoich, jakże słabych fizycznie ramionach, w swoim mizernym fizycznie ciele, nosiła przez całe długie, bardzo długie życie, cierpienie Chrystusa, by braciom najmniejszym ulżyć, by pomóc im do zbawienia. Podejrzewano też żylaki, nerwicę, psychozę na krzyż, nieznaną chorobę. W 1944 r. trafiła do przytułku dla nieuleczalnie chorych. W latach 1950 1956 (stygmaty pojawiały się już nieregularnie) siedziała w więzieniu w Wierchnij Uralu, gdzie kopano ją, bito, rażono prądem i drwiono: "Ot i święta, kuglarka", "Wyleczyć was nie potrafi żadna medycyna". W 1958 r., po repatriacji, skierowano ja do szpitala psychiatrycznego, a do akt dołączono fotografię rąk z podpisem: "Przejaw szarlatanerii". W 1980 r. sama pisała: "Sześć lat nie było oznak, tylko rana boku i głowy pozostały ból także". W 1988 r. zamieszkała w domu zgromadzenia w Konstancinie: o przeszłości milczano, ale siostry zauważyły na dłoniach małe ślady.
Lubiła nazywać siebie Konwalią. Od nielicznych, którzy znali jej tajemnicę, żądała milczenia. Dopóki żyje. W dworku sióstr od aniołów w największym pokoju była kaplica publiczna. Tutaj siostra Wanda składa na ołtarzu list do Jezusa (rok 1938). Niech znikną zewnętrzne objawy stygmatów, ból niech pozostanie.
Porządkowała kwiaty na ołtarzu; z naręczem zeschłych konwalii idzie do ogrodu. Nagle słyszy głos: - Oto jesteś własnością moją... Siostra Przełożona tak o Niej powie:
-"Specjalnego wrażenia nie zrobiła. Coś jednak wyróżniało ją od innych (...). Głowę i czarne oczy trzymała opuszczone w dół".
Wielki Tydzień 1942 roku, siostra Wanda przez kwadrans jakby umierała. Rok później kapelan sumuje spostrzeżenia: całe ciało coraz bardziej bolesne, głowa w guzach, miejsca "gwoździ" tak ją bolą, że stąpać nie może. Ekstazy występują już nie tylko w czwartki i piątki, lecz co dzień. Od południa chora popada w stan półświadomości. Pokarmu nie spożywa, bo gdy coś zje, wymiotuje. Podczas ekstaz temperatura ciała lekko podwyższona. Puls przyspieszony. Żadnych grymasów, nienaturalnych spojrzeń, dziwacznych ruchów, charczeń, jęków, krzyków. Czasem zgrzyt zębów. Ogólnie odrętwiała, usta spieczone, nie biorą udziału w mowie, brak śliny, słowa gardłowe.
- Gdzie siostra jest w tej chwili?
- U stóp krzyża.
- Za kogo siostra dziś ma cierpieć?
- Za tych, co nie chcą przyjąć krzyża.
Pytana o swe przeżycia odpowiada powściągliwie: kiedy dusza łączy się z Chrystusem, to jest tak, jakby ujmowała rąbek nieba.
Jeszcze jako dziewczyna w wieku około 12 lat w kaplicy usłyszała głos
-"Mam zamiar uczynić z ciebie ofiarę".
Na pierwszych stronach swego pamiętnika prosiła:
-"Duchu Święty, oświeć mój rozum"
Napisała wiersz
-"Ja depcę marne radości tej ziemi.
Odtrącam czarę słodyczy.
I tęsknię tylko za cierniami Twymi Twoich pożądam goryczy.
I w krwawe tylko przystrojona róże.
Na Twoje stanę wezwanie.
W wybranym umieścisz mię chórze.
Przy stopach Twoich o Panie".
Szatan dręczy Ją coraz intensywniej ,miewa wizje. Zwątpienie napełnia jej duszę, Wanda słyszy zgrzyty, śmiechy... Myśli: to piekło się cieszy! Znów ciemność. Widzi księdza z Syberii, on chce popełnić samobójstwo, Wanda walczy o niego w modlitwie. Duszenie za gardło (na jej ciele znaleziono potem ślady - jakby po grubym sznurze). Szatan przekonuje ją, że jeśli chce oddalić grzechy od kapłanów, to ma je wziąć na siebie. Czyli... popełnić! Przeżywa okropne katusze. Trafia do więzienia stalinowskiego gdzie Ją bito i poniżano, błaga o przebaczenie dla swoich oprawców. Jeden w szczególny sposób znęca się nad siostra Wandą, potem gdy umiera Stalin, oprawca staje się więźniem. Za pomocą grypsu błaga Ją o przebaczenie. Niedługo potem w więzieniu słyszy głos Pana:
"-Chcę, abyś konała tak długo, jak długo można, aby przebłagać mój gniew. Gdy świat zachłyśnie się gorącą krwią, ja chcę zachłysnąć się pragnieniem świętości dusz mnie poświęconych. Konanie twoje przedłużę do ostatecznej męki... Cierp, moje Piórko".
Tak rozumiała swoje powołanie: im więcej cierpienia, tym więcej łaski. Zmarła 2 marca 2003 roku w wieku 96 lat.
Przygotowała Ammy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz